The best way to enjoy your favorite things is to only own your favorite things.
Zima za pasem, więc najwyższa pora by podsumować moją letnią garderobę w pigułce. Pomimo tego, że używam capsule wardrobe już od kilku lat i tak od czasu do czasu zdarza mi się być nie do końca zadowoloną z tego, co się w niej znalazło. Dziś pora na ubraniowy rachunek sumienia.
Moje ogólne podsumowanie capsule wardrobe
Zacznę od ogólnego podsumowania. Takich wniosków, które w moim przypadku będą dość uniwersalne.
-
Nie noszę rzeczy, które wymagają prasowania
Nie przepadam za prasowaniem. Zresztą na moim małym mieszkanku (kawalerce) nie ma za dużo miejsca na deskę do prasowania, żelazko czy kosz z ubraniami, które tego prasowania mogłyby wymagać. Z tych powodów bardzo rzadko prasuję. Motywacji do prasowania starcza mi jedynie na oficjalne wyjścia, gdzie ładnie wyprasowana sukienka lub koszula to tzw. must have. Tak na co dzień wybieram raczej proste ubrania, które się nie gniotą. W tym sezonie wiosenno-letnim mimo wszystko próbowałam przekonać siebie, że będzie inaczej. Lenistwo wygrało. W ten oto sposób już po pierwszym miesiącu zorientowałam się, że pomimo sympatii jaką darzę moją bordową i białą bluzkę po prostu ich nie noszę. Za każdym razem, gdy go głowy wpadał mi pomysł założenia jednej z nich, wyciągałam ją z szafy i natychmiast rezygnowałam z ubrania właśnie ze względu na niechęć do prasowania.
-
Na lato jasne rzeczy to konieczność
W tym sezonie wiosenno-letnim bardzo brakowało mi takiego okresu przejściowego. Gdzie powoli robi się ciepło, więc krok po kroku mogę zmniejszać ilość warstw, które na siebie zakładam. W tym roku w jednym tygodniu było zimno i trzeba było chodzić w kurtce. A w następnym tygodniu upał. Później powrót do zimnych dni i znowu upał. Efekt był taki, że nie wiele udało mi się pochodzić w moich przejściowych kurtkach, ciemnych krótkich rękawkach, czy ciemnych spódnicach. Bo albo na krótki rękawek czy spódnice było za zimno, albo było tak gorąco, że bez jasnych ubrań nie dało się na zewnątrz wytrzymać. Wniosek jest jeden więcej jasnych ubrań w szafie. I pomimo tego, że jestem raczej zwolenniczką ciemnych kolorów aura przekonała mnie do zmiany zdania.
-
Buty na obcasie nie są dla mnie
O ile doceniam sposób wykonania, wygląd i styl butów na obcasie, koturnie czy jakimkolwiek wyższym podbiciu, to są to buty stanowczo nie dla mnie. Wynika to z prostego powodu, jakim jest problem z nogami. Ból towarzyszący chodzeniu przez dłuższą chwilę na obcasach jest dla mnie nie do zniesienia. Dlatego postanowiłam nie katować swoich nóg i zaprzestałam kupowania oraz noszenie butów na wysokim obcasie. To też przekłada się na zmiany w wyborze butów na sezon wiosenno-letni, jakich dokonałam w trakcie jego trwania.
Szczegółowe podsumowanie garderoby w pigułce
-
Nakrycia wyjściowe
Dobrze, skoro ogólne wnioski omówione, to teraz czas na dokładne przejrzenie szafy. Na ten sezon wiosenno-letni przewidziałam 4 nakrycia zewnętrzne i muszę przyznać, że ze względu na warunki pogodowe, o których już wspominałam, tylko jedno z nich się sprawdziło. Jest to czarna kurtka składana do pokrowca, w której przechodziłam wszystkie zimne dni. Reszta kurtek była praktycznie nie wykorzystana ze względu na brak pogody przejściowej.
-
Swetry
Wszystkie swetry idealnie się sprawdziły na chłodne dni. Dodatkowym plusem była ich różnorodność pod względem kolorystyki i stylu. Dzięki temu w zależności od okazji mogłam wyglądać bardziej sportowo i na luźnie lub bardziej oficjalnie. Jestem bardzo zadowolona z ich wyboru.
-
Sukienki
Drugim strzałem w dziesiątkę były moje sukienki. Tym razem wybrałam tylko dwie, ale stwierdzam, że było to w sam raz. Zwłaszcza, że w swojej garderobie w tym sezonie miałam też kilka spódnic. W ciepłe letnie dni wykorzystywałam moje sukienki na tyle często, by czuć ich przydatność, ale też nie tak często, by się nimi znudzić. Układ idealny.
-
Chustki
Jeżeli chodzi o sprawę chust. To przyznam szczerze, że wybrałam ich na ten sezon za dużo. Co prawda ja uwielbiam chusty ze względu na ich uniwersalność. Można je nosić na sobie, przykryć się nimi, wykorzystać jako poduszkę czy nawet jako torbę. Jednak 5 chust to stanowczo za dużo. Większość czasu chodziłam w dwóch z nich (szary komin i fioletowa chusta).
-
Długie rękawy, spodnie, bluzki
Następne trzy kategorie to długie rękawy, bluzki i spodnie. Mam je już sprawdzone od wielu lat. I mogę się przyznać, że zazwyczaj wymieniam je tylko na nowszą wersję, gdy stara się zużyje. Rzadko kiedy eksperymentuje w tych kategoriach. To jest pewnego rodzaju moja baza. Zasada jest prosta. Wiem co mi się w tych kategoriach sprawdza niezależnie od sezonu. Przykładowo jedne jeansy są dla mnie wystarczające. Oczywiście wiadomo, że w zimę nie noszę krótkich spodenek, na ich miejsce w garderobie pojawiają się cieplejsze spodnie zimowe. Ale ogólna koncepcja myślę, że jest zrozumiała. Podobnie jest w przypadku długich rękawów i bluzek.
-
Spódnice
Teraz czas na moje spódnice. Myślę, że już mniej więcej nakreśliłam problem, jaki się tu pojawił. Zdecydowałam się na wybór spódnic raczej w ciemnych kolorach i ze względu na temperaturę otoczenia wymieniłam czarną i granatową spódnice na jasno szarą spódnicę. W efekcie zamiast czterech spódnic w szafie miałam tylko trzy: niebieską, czerwoną i szarą.
-
T-shirt
Podobnie sprawa ma się co do krótkich rękawków. Za względu na ciemną kolorystkę usunęłam z szafy grafitową bluzkę. Dodatkowo, ze względu na potrzebę prasowania, wyeliminowałam bluzkę białą w pióra i bordową. W ten oto sposób z siedmiu bluzek zrobiło się pięć. Dodatkowo dołączyłam jedną białą bluzkę z szarym nadrukiem, więc w końcowym rezultacie w mojej szafie gościło 6 krótkich rękawków.
-
Żakiety
Żakiety są dość wyjątkową kategorią. Dodaję je do mojej szafy z góry wiedząc, że są to elementy bardziej na specjalną okazję. Choć nie jest to specjalna okazja typu bal raz w roku, raczej profesjonalne spotkania: konferencje, spotkania z klientami. Można by powiedzieć, że żakiety połączone ze spodniami lub spódnicami, to mój uniform do pracy, ale nie na co dzień, tylko na umówione spotkania.
-
Buty
Na koniec pozostają jeszcze dwie kategorie. Buty i inne. Na ten sezon zaplanowałam sobie sześć par butów. Dla niektórych z nich był to już sezon ostatni, gdyż zakończyły swój żywot. Mam tu na myśli siwe baleriny, które zostały wymienione na granatowe baleriny oraz moje czarne trampki, które dotrwały do końca lata i zamierzam wymienić je z początkiem następnej wiosny. Co do pozostałych butów to muszę przyznać, że zwłaszcza te na obcasie nie zostały przeze mnie wykorzystane o czym wspominałam wcześniej. Koniec końców w tym sezonie nosiłam cztery pary butów. Jeżeli natomiast chodzi o pozostałe dodatki, czyli torebkę, kapelusz i czapkę z daszkiem, są to elementy od dawna wypróbowane.
To tyle z moich podsumowań. Nie uważam tej garderoby w pigułce za kompletną klapę, choć była w niektórych miejscach niedoskonała. Dzięki temu miałam możliwość nauczenia się czegoś więcej o sobie. Następnym razem będę pamiętać aby słuchać wewnętrznego głosu oraz lepiej przygotować się na zmieniające się warunki pogodowe. A jak to wygląda u Ciebie? Korzystałaś kiedykolwiek z capsule wardrobe? Jakie wrażenia? Podziel się swoimi myślami w komentarzach poniżej.