Slow down and make more you time
Jakiś czas temu zauważyłam, że moje życie bardzo pędzi. Sama nie wiedziałam dokładnie gdzie. Tak jakby pędziło na autopilocie. Pisałam nawet o zapracowaniu, zmęczeniu i frustracji. Czynności, które kiedyś sprawiały mi przyjemność, teraz były tylko powodem do nerwów. Sama na to pozwoliłam. Zaczęłam się zastanawiać jaki to wszystko ma sens, do czego tak dążę. Odpowiedź nie przychodziła łatwo. Postanowiłam działać. Już kilkukrotnie podchodziłam do problemu ciągłego zagonienia i pośpiechu. Odpuszczałam sobie na chwile, by za 2-3 dni wrócić do swoich nawyków ze wzmożoną siłą. Mój organizm, co jakiś czas się buntował. Dawałam mu wtedy chwile wolnego i zaczynałam mój maraton od początku. Po każdej takiej interwencji czułam się coraz gorzej. Nie fizycznie, bo przecież trochę odpoczęłam, ale psychicznie. Coraz bardziej zagubiona, poirytowana, nie wiedząc co chce osiągnąć. Dodatkowo oczekiwałam jakiś wyników. Bądźmy szczerzy, jak można oczekiwać wyników gdy, nie wie się gdzie się zmierza. W przypływie jakiegoś impulsu kupiłam książkę Joanny Glogazy - Slow Life. Zwolnij i zacznij żyć. Będę szczera - pochłonęłam tą książkę. Wydaje mi się, że naprawdę czegoś takiego potrzebowałam. Macie tak czasem, że ktoś mówi Wam jakąś radę, może nawet kilka, Wy słuchacie, ale jakoś to do Was nie dociera. A chwile później ktoś inny mówi do Was to samo, może trochę innymi słowami i tu nagle coś zaskoczyło. Dotarło do głębi. Ja tak właśnie miałam z tą książką. Rzeczy, które już wcześniej wiedziałam, ale do mnie nie docierały. Teraz trafiły.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym co robię? Jak dużo robię? Z czym mam problem? Skąd bierze się moja frustracja? Jakie są moje marzenia, plany? Co lubię robić? Na początek skupiłam się na zdrowiu. By o siebie zadbać. Kolejny raz trzeba było zwolnić. I bardzo dobrze! Bez tego nie mogłabym sobie pewnych spraw przemyśleć.
Po pierwsze im dłuższe przerwy robię w pisaniu artykułów czy tworzeniu filmików, tym trudniej jest wrócić do tego. Nie ważne jak bardzo to lubię i tak pojawiają się wątpliwości.
Po drugie nawet gdy robi się to, co się lubi też pojawiają się problemy. Jeżeli sobie wyobrażacie, że gdy znajdzie się swoją pasje to wszystko już później idzie z górki, to się mylicie. Byłoby cudownie, gdyby tak było. Prawda jest taka, że trzeba ciężko pracować na swoje szczęście. Dziś rano słuchałam, a w zasadzie oglądałam filmik How to Turn Your Blog into a Business. Chriselle Lim mówiła w nim, że zanim jej biznes zaczął przynosić dochody, z których mogła się utrzymać, minęło 7 lat. Jestem pod wrażeniem samozaparcia i dążenia do celu.
Po trzecie często rezygnujemy z tego, co jest dla nas ważne na rzecz zadań, które zwykliśmy robić by zająć sobie czas lub dla rzeczy, które powinniśmy zrobić. By nie zadawać sobie ważnych pytań o sens i cel życia. Lub po prostu ze strachu. Słyszeliście kiedyś o takim przykładzie/opowieści, gdzie do słoika wkłada się najpierw duże kamienie, później mniejsze a na koniec resztę wolnej przestrzeni zapełnia się piaskiem. W drugim przypadku zaczyna się od piasku, ale na pozostałe rzeczy nie starcza już miejsca. Tak też jest z naszym życiem. W zależności od tego, jak ułożymy sobie priorytety, to będziemy mieć czas na rzeczy dla nas ważne lub nie.
Na koniec ostatnia myśl. Nie da się przeskoczyć doświadczenia innych. Trzeba zdobywać swoje doświadczenie krok po kroku. Oczywiście można korzystać z tego, co inni odkryli już wcześniej, uczyć się na czyichś błędach, czerpać wiedzę z książek. Jednak prawdziwa mądrość przychodzi dopiero po latach. Dobrze tu pasuje słowo pokora. Pokora, że nadejdzie czas, gdy będę to wiedzieć. Teraz nie pozostaje nic tylko uczyć się, słuchać, obserwować i wyciągać wnioski. Stworzyć sobie samemu środowisko, w którym chce się żyć, otoczyć się ludźmi, którzy mnie wspierają.
Życzę Wam, byście odnaleźli samych siebie. Odwagi na życie własnym życiem, a nie takim jakie zaplanowali dla Was inni. Czy to rodzice, znajomi czy bliskie Wam osoby. Bądźcie szczęśliwi na swój własny zwariowany sposób! Do zobaczenia następnym razem.