Zrozumiałam ten najbardziej banalny banał świata: koniec końców wygrywa nie ten, kto więcej osiągnął / kto zrobił na kimś lepsze wrażenie / więcej zarobił / wyjechał dalej / kupił lepsze rzeczy, a ten, kto czuje się szczęśliwy i spełniony tym, co robi, co posiada, kim się otacza. Niezależnie, jak bardzo lub jak mało imponujące to jest. Bo na co dzień właśnie on odczuwa te wszystkie uczucia - szczęście, spełnienie, satysfakcję - na które Ci pierwsi próbują zasłużyć i zapracować.
Chcę być mistrzynią świata albo przynajmniej mistrzynią Polski w poczuciu bezpieczeństwa i spokoju. Mam w dupie wychodzenie ze strefy komfortu. Robiłam to przez ostatnie 40 lat. Czy po tak długim stażu pracy nie należy mi się w tym kraju emerytura? Człowiek jak szalony ugania się za rozwojem, karierą, i po co to komu? Nawet już nie wiadomo, dlaczego właściwie chciało się wychodzić ze swojej strefy komfortu.
Teraz chcę czuć się bezpiecznie w swoim domu. Chcę wieczorem spokojnie obejrzeć serial i nie zamierzam tym nikomu imponować. Chcę przestać przejmować się, że inni robią kariery, są znani i lubiani. I świetnie się składa, bo zaczyna się jesień, co idealnie pasuje do stworzenia sobie ciepłej norki w moim wygodnym fotelu. Zamierzam tam zapakować kocyk, herbatkę, coś słodkiego i książkę. Co ja mówię – mnóstwo książek! Proszę, nie budzić mnie do wiosny. To mój bardzo ambitny plan na następne miesiące.
Plan ten będzie trudno zrealizować, bo jest we mnie taka cząstka, która chce imponować, spełniać oczekiwania, być najlepsza, zasłużyć na miłość i uznanie. Ale chcę jej powiedzieć, że dziś i jutro może wziąć wolne. Pojechać na wakacje. Dziś i jutro odpoczywamy i robimy cholernie nudne rzeczy. W końcu możemy się tak nie starać, nie skończyć remontu, który “miał być na wczoraj”, nawet za rok czy dwa, nie być guru programowania i nie znać odpowiedzi na pytanie “jak żyć”. Możemy po prostu być – ja i moja cząstka szukająca uznania. A jeśli ktoś zapyta mnie, co osiągnęłam przez ostatni rok, z dumą odpowiem: komfort życia. To będzie moja wygrana.