Tego się nie pisze, to się czuje.
Słowo jesieniara ma w sobie coś dumnego i ciepłego, jak ostatnie promienie słońca wpadające przez okno w październikowe popołudnie. Ale zimiara? To słowo wydaje się mniej otulające, mniej hygge, choć przecież zima też ma swoje uroki. Jako osoba urodzona zimą, choć nienawidząca zimna, próbuję się do tej pory roku przekonać. Uwielbiam widok białego puchu za oknem, ale zanim ten śnieg się pojawi, trzeba przetrwać długie, szare dni. Dlatego postanowiłam stworzyć wokół siebie przytulny zakątek - pełen drobnych przyjemności, które pomagają mi czerpać radość z tego czasu. Tak powstał mój pomysł na zimowe otulajki - małe rzeczy, które sprawiają, że grudzień staje się trochę bardziej magiczny.
Moje ulubione zimowe otulajki
- Gorące, czekoladowe cappuccino zalane zimnym mlekiem - aksamitnie kremowe i idealne do picia od razu.
- Miękka bluza z kapturem, która otula jak ciepły uścisk.
- Fotel, kocyk i ja - trójka, która zawsze się dogaduje w zimowe wieczory.
- Światło świec i choinkowe lampki rozsiane po pokoju, tworzące atmosferę jak z bajki.
- Znane na pamięć zimowe filmy, które mimo wszystko oglądam co roku: pierwsza część Harry’ego Pottera, Kevin sam w domu, Zamiana z księżniczką czy Facet na święta.
- Krindżowy świąteczny sweter, w którym czuję się ciepło, nawet jeśli wygląda zabawnie.
- Długa, gorąca kąpiel zakończona wtuleniem się w puszysty szlafrok.
- Przytulajka z dzieciństwa - ten jeden pluszak, który zawsze poprawia humor.
- Fotografie sprzed lat - przeglądanie starych albumów, które przenoszą w dawne czasy.
- Pierniczki w deserowej czekoladzie, bo przecież zimą wszystko smakuje lepiej z czekoladą.
- Ulubiona kawiarnia i dobra książka, czyli czas tylko dla siebie.
- Opowiadania z książki Nic się nie dzieje, które pozwalają zwolnić i zanurzyć się w zimowy nastrój.
Mam nadzieje, że również Ty znajdziesz swoje małe, zimowe przyjemności - otulajki, które sprawią, że szarość grudnia zamieni się w coś naprawdę pięknego. Niech każdy dzień przynosi choć odrobinę ciepła!